Od początku cz. 1



Założenie jest takie - jeśli to czytasz, to prawdopodobnie trafiłeś/aś tutaj przypadkiem, i postanowiłeś/aś trochę tu zostać, bo tematyka jest zbliżona do twoich zainteresowań, czyli wszystko co ma jakieś koła. Przynajmniej ja zakładam, że udało mi się tutaj ściągnąć parę osób, którym ktoś dla draki podmienił w żyłach krew na benzynę (albo biodiesla).

Do czego zmierzam - mimo że wszyscy lubimy łutututu, nadsterowność i fajnie prowadzące się samochody, u każdego z nas ten mały kurwik który siedzi za uchem i każe nam przeglądać na allegro oferty sprzedaży samochodów, mimo że mamy już całkiem porządne daily pojawił się w zupełnie inny sposób. Część z nas interesowała się samochodami od dziecka, część z nas złapała bakcyla od znajomych, a jeszcze inni urodzili się na zapleczu InterCarsu i tak jakoś im zostało.

Żeby nie było - żaden z tych opisów nie pasuje do mnie :v

Dlaczego powstaje ten wpis? Jakiś czas temu uczyłem brata mojej dziewczyny jak jeździć samochodem. Pomimo tego, że zazwyczaj dostaję zawału jak ktoś ma zająć mojej miejsce w Ekspresie z jakiegoś powodu uznałem że to bardzo dobry pomysł. Ewentualnie mogłem bardzo nie mieć nic do roboty po 22 kiedy zamykają pobliskiego Carrefoura :v

Zabrałem Młodego na parking, wyjaśniłem mu podstawy ruszania, z bardzo wyraźnym naciskiem na DELIKATNE dodanie gazu przy ruszaniu bo dwumasa. Młody od razu podłapał w jaki sposób wspólnie należy używać sprzęgła i gazu, mając lekki problem z utrzymaniem wciśniętego sprzęgła przy zatrzymywaniu się.

Sytuacja jest rozwojowa.

I teraz zobaczcie - zajęło nam to jakieś 20-30 minut, Młody opanował całkowite podstawy, które wystarczyły żeby ruszyć i nawet za bardzo nie szarpać, zmienić bieg, zaparkować nieco krzywo bez użycia kierunkowskazu (jechał BMW, to nie wzbudzało akurat podejrzeń) a nawet zahamować z użyciem ABSu. Oczywiście młody zachwycony do tego stopnia, że prawie zszedł na zawał z nadmiaru emocji, kiedy stwierdziłem że jak już jedzie to niech podjedzie na stację która znajduje się naprzeciwko pod dystrybutor.

Mimo że nie ma 16 lat widać już, że to polubił, i nie trzeba będzie go zmuszać (jak mnie) do zrobienia prawa jazdy.

Dlaczego wam o tym opowiadam? Ponieważ ja w jego wieku (dżizas, robię się stary) nie miałem nauczyciela, który przekazałby mi tą samą wiedzę w tak samo fajny sposób, który powodowałby prawie wypuszczenie kreta w spodnie z radości. Moja przygoda zaczęła się, kiedy pojechałem z mamą do lasu na spacer z resztą rodziny. Mieliśmy wtedy jeszcze Rovera 25 ze słynną K-serią 1.6.

A gdzieś w oddali majaczyło widmo uszczelki pod głowicą...

Mama spytała czy nie chciałbym się nauczyć jeździć, a po mojej odpowiedzi twierdzącej przekazała mi następującą mądrość.

"Puść sprzęgło i dodaj gazu"

Tak gdzieś w okolicy 19 próby w końcu udało się ruszyć.

Zniechęciło mnie to na tyle, że temat jazdy już nie wracał aż do czasu kiedy poszedłem na prawko, na które wręcz przymusem wykopała mnie mama. Ogólnie rzecz biorąc kompletnie nie miałem ochoty go robić, bo nie widziałem wtedy takiej potrzeby, ani nie jarały mnie samochody, więc nie podchodziłem do kursu ze specjalnym entuzjazmem. Byłem też totalnym antytalentem w tym, bo popełniałem ilości błędów liczone w rzędach wielkości bardziej odpowiednich dla ilości funkcji w nowych samochodach.

Nie będę owijał w bawełnę - nadawałem się wtedy do prowadzenia samochodu jak kefir do bycia zamiennikiem płynu chłodniczego.

Kiedy w końcu w bólach i męczarniach za 9 razem zdałem to cholerne prawo jazdy i zacząłem jeździć samemu wtedy jeszcze nie moim Krzaczkiem [*], dopiero zacząłem dochodzić do wniosku że to całkiem fajne w sumie. Minęło kilka miesięcy, ja zacząłem próbować uczyć się bardziej zaawansowanych rzeczy typu hamowanie lewą albo redukcje z międzygazem, w międzyczasie jeżdżąc różnymi samochodami znajomych lub jako dostawca żarcia Oplem Combo z padniętym wentylatorem chłodnicy.

Gdybym wiedział czym będzie mi przychodziło jeździć za kilka lat z większą rezerwą używałbym mojego flagowego zwrotu "Jak ma silnik to pojedzie" :v

Jeżdżąc coraz więcej i szybciej byłem coraz lepszym kierowcą. Lada dzień mogliby zadzwonić do mnie z Formuły 1, stwierdzając, że dokładnie kogoś takiego jak ja szukali.


Po czym zaparkowałem na poboczu Słowackiego siedząc w wypełnionej dymem z poduszek powietrznych kabinie wraku, który kiedyś był moim samochodem.


Była to dość duża lekcja pokory za kierownicą, która wręcz powiedziała mi "siadaj mały kurwiu, tylko ci się wydawało że umiesz jeździć".

Po tym streszczeniu możecie wyciągnąć taki oto wniosek - jestem młodym kierowcą, który przeceniał swoje umiejętności, a więc mieszczę się w granicach normy, według której moja historia nie różni się od innych młodych bogów kierownicy.

Mówiąc inaczej - historia jakich tysiące.

Mimo tego ten mały benzynowy kurwik z tyłu głowy mnie nie opuścił i przez niego podjąłem mało rozsądną decyzję kupienia jeszcze mocniejszego, jeszcze trudniejszego w opanowaniu samochodu. Część moich znajomych po swoich pierwszych dzwonach całkowicie porzuciła poprzednie życie, w którym dbali o swoje samochody, próbowali je tuningować w miarę swoich umiejętności i możliwości, wychodząc z założenia, że to tylko samochód, i albo się rozbije, albo go ukradną, albo się zużyje i trzeba będzie oddać go na złom.

Jest to w sumie dość słuszne i rozsądne podejście.

Haczyk jest w tym, że ten kurwik zakorzenił się u mnie zbyt mocno, żeby zniknął z dnia na dzień. To jest właśnie kwintesencja zamiłowania do motoryzacji. Pomimo tego, że nasze podejście do samochodów jest mało rozsądne wciąż je praktykujemy, tylko z tego powodu, że wydaje nam się fajne, i dostarcza nam masę radości.

Ale wśród nas są inni, których bawi żart z proszeniem kogoś o bujak do resorów albo młotek przegubowy.

Ludzie mówią o nim, że wyczuwa zwarcia na węch. Podobno jest w stanie narysować przebieg prądu dotykając za przewód. Legendy głoszą nawet, że jego Skoda Felicia ma tak dojebane fotele, że nawet z fabryki tak bogato nie wyjeżdżały.

Poznajcie Frędzla. Pół człowiek, pół ampera.

Ciąg dalszy nastąpi...

Popularne posty z tego bloga

Gazotan biedanu

Obudowa termiczna dolotu w BMW E46

Ustawienie zbieżności na partyzanta - relacja z wymiany końcówek drążków kierowniczych