Nieważne że stary - ważne że zadbany



Zacznijmy może od tego, że moje podejście do kwestii czystości i porządku w samochodzie może uchodzić za dość radykalne. Uważam bowiem, że jedynymi czynnikami które zwalniają właściciela z obowiązku dbania o samochód jest to, że wyląduje on w ciągu najbliższego miesiąca na skupie złomu lub służy jako typowy samochód zarobkowy.

Wiecie - samochody dostawcze lub kombi spełniające tą funkcję, taksówki, oraz samochód mojego sąsiada który wozi sprzęt i materiały na budowy..

Wtedy jestem w stanie przymknąć oko na to, że na tylnej kanapie są ślady po farbie od malowania sufitu, bakterie w schowku próbują naszczekać na tych którzy go otwierają, a te na dywaniku urządzają sobie plażę z piasku który zalega tam tonami.

Ja naprawdę nie należę do detailingowych terrorystów, którzy byliby w stanie zrobić ci bardzo nieprzyjemne rzeczy, za to że ze ściereczki z mikrofibry nie oderwałeś metki albo nie posiadasz pędzla z naturalnego włosia do czyszczenia kratek nawiewu. Mimo to moim zdaniem każdy właściciel samochodu powinien chociaż raz w miesiącu trochę krytycznie obejrzeć wnętrze i zewnętrze swojego pojazdu i trzeźwo ocenić że chyba najwyższa pora przeprosić się z odkurzaczem.

Zobaczcie - moje samochody zawsze wśród znajomych i mojej dziewczyny robiły wrażenie "jak z salonu". Pierwsza rzecz którą moja dziewczyna powiedziała gdy wsiadła do Krzaczka ( [*] ) to  "jeny, jak tu czysto" albo coś o bardzo zbliżonym znaczeniu.

Pomimo tego, że wtedy od ostatniego odkurzania minęły 2 miesiące, co na moje standardy to jakieś 8 razy za dużo :v

Rozumiecie - to nie był jakiś samochód, który w przyczepie jeździ z wystawy do zakładów detailingowych i nazad, na wystawę. To był z pozoru zwyczajny dupowóz, niewyróżniający się niczym specjalnym, jakich wiele na polskich drogach. A mimo tego kilka osób zwróciło uwagę na fakt, że jest w nim czysto. Nie wiem jak inni, ale ja definitywnie wolę usłyszeć tego rodzaju uwagi, niż "jaki ty masz tu burdel".

Jak to moja matka mówi - "tylko nasrać na środku" :v

Oczywiście jestem w stanie zrozumieć, że nie każdego kręci siedzenie w garażu i czyszczenie czystego samochodu rękawicą kosztującą więcej niż zawartość jego zbiornika paliwa. Znam osoby, których samochody pomimo wyglądania jak przeciętne wysypisko śmieci są w lepszym stanie technicznym niż połowa pojazdów na drogach publicznych.

Problem jest taki, że te osoby są znaczącą mniejszością.

Dobrze, rozumiem argument, że samochód ma służyć do jazdy a nie do jego ciągłego czyszczenia. Nie każdy też ma ochotę mieć w garażu całą szafkę z chemią motoryzacyjną różnego kalibru (od "niewidzialnej wycieraczki" przez środki do felg do podkładów antykorozyjnych).



Tyle że utrzymanie Krzaczka w naprawdę niezłym stanie nie zajmowało mi specjalnie dużo czasu ani energii.

Przede wszystkim zacząłem od bardzo porządnego odkurzenia wnętrza. Wyrzuciłem z samochodu wszystko co było w schowkach i zakamarkach, po czym wziąłem starą szczoteczkę do zębów i wyszczotkowałem cały piasek który zgromadził się w wykładzinie. Taki zabieg trwa dość długo, jednak jeśli będziecie pamiętać o otrzepywaniu butów przed wejściem do samochodu nie będziecie musieli go powtarzać przez następne kilka miesięcy. Wtedy wystarczy wam raz na jakiś czas zajechać na odkurzacz na stacji benzynowej i szybko poprawić wygląd wnętrza za 2 złote.


Kokpit potraktowałem pierwszym lepszym środkiem do kokpitu, który nie nazywa się "Plak". Nie uznaję Plaka z dwóch powodu - wszystko co nim potraktujecie będzie się świecić jak psu jajka, oraz będzie wam bardzo ciężko go usunąć. Dużo lepszym rozwiązaniem będzie kupienie czegokolwiek co będzie miało w nazwie "matowy kokpit". W ten sposób odbijające się od deski rozdzielczej słońce nie będzie was oślepiać, oraz kurz będzie zbierać się dużo wolniej.

Swoją drogą taką moją dziwną teorią odnośnie kurzenia się wnętrza jest to, aby raz na jakiś czas jadąc z prędkością pozamiejską otworzyć okna, aby cały kurz w samochodzie wzbił się w powietrze i został wywietrzony na zewnątrz. Polecam wam najpierw zrobić właśnie to, zanim będziecie czyścić kokpit, żeby ułatwić sobie trochę pracę.

Opony traktowałem czernidłem do opon chyba marki K2, ale nie dam sobie ręki uciąć za to. W każdym razie 5 minut po myjni wystarczyło, żeby opony mające 7 lat wyglądały jak nowe.

I teraz widzicie - poświęcenie raz na miesiąc około 30-60 minut na zadbanie o swój samochód może sprawić, że będzie on wyglądać dużo lepiej. Nieważne ile lat ma twój samochód - zawsze można rozróżnić stary samochód o który ktoś dba, a taki, który ktoś kupił tylko dlatego że jest stary, a przez to tani, co skutkuje tym, że nie musi w ogóle o niego zadbać, bo i tak za 2 miesiące wyląduje na skupie złomu.

A zawsze będę uważał, że lepiej jeździć zadbanym klasykiem niż starym złomem.

Idę dalej szukać winowajcy niedziałającej klimatyzacji, bo zaczyna się robić ciepło :v


Popularne posty z tego bloga

Gazotan biedanu

Obudowa termiczna dolotu w BMW E46

Ustawienie zbieżności na partyzanta - relacja z wymiany końcówek drążków kierowniczych